Ciemność.
Pustka.
I...
światełko w tunelu?
Zacząłem
iść w tę stronę.
Każdy
krok odbijał się stłumionym echem. Byłem już blisko. Jeszcze jedno stuknięcie o
podłogę i zobaczę co jest dalej.
-
Vincent, nie!!!
Krzyk rozległ się z tyłu.
Za późno.
Ten ciemny tunel wychodził na
jakąś małą, drewnianą wioskę. Była noc, nie widać
było księżyca, czy gwiazd, jednak było jasno.
Wszystkie domy i drzewa w
pobliżu paliły się. Mieszkańcy krzyczeli, matki
nawoływały swoje pociechy, część płakała, stojąc nad
swoim zniszczonym dobytkiem.
Mały
chłopczyk siedział, tuląc do siebie kolana, pod płonącym drzewem i łkał. Jakaś
kobieta zobaczyła go i zaczęła biec ku niemu. Kiedy przytuliła dziecko – drzewo
złamało się i spadło na oboje.
-
Vincent!
Rozejrzałem się, szukając
osoby, która mnie wołała. Nie znałem tego głosu.
-
Vincent!
Spróbowałem iść w stronę, z
której przyszedłem. Po czarnym tunelu nie było śladu.
-
SZEFIE!
Otworzyłem oczy i wyprostowałem
się uderzając czołem w coś twardego. Spojrzałem
przed siebie. Claudius masował sobie skroń.
-
Mógłbyś być bardziej delikatny – mruknął arystokrata z
wyrzutem.
-
A ty mógłbyś nie zakradać się do cudzego łóżka – stwierdziłem
z irytacją.
Pomimo wszystkich zalet ARIS,
nienawidziłem, kiedy ktoś mnie budził. Wolałem
spędzać poranki i wieczory na samotnym rozmyślaniu wśród
panującej ciszy. Mam zwyczaj kontemplować wtedy swoje sny. Bo często śnią mi
się dziwne rzeczy, tak jak dzisiaj. Spalona wioska?
-
Złaź ze mnie – nakazałem białowłosemu.
Claudius z ociąganiem zwlókł się
z łóżka i poprawił swoją bluzkę i czarną muszkę,
która pasowała do jego luźnego stroju jak nóż do jedzenia
zupy.
-
Wstawaj, szefie.
-
Bo? – powiedziałem to ostrzej niż zamierzałem.
Hrabia lekko się speszył.
-
Wstydź się – odrzekł. – Wstałem wcześniej niż ty. Hańba,
szefie.
Hańba? Mam się wstydzić? Do
czego to doszło, żeby miał mnie obrażać trzynastoletni
glut. Claudius nie mógł dostrzec mojej wewnętrznej reakcji,
bo nie poruszyłem się. Ale poczuł moją złość.
Załapałem
go za policzek i pociągnąłem.
-
Au! Puść!
Spróbował oderwać moją rękę od
jego twarzy. Bezskutecznie.
Nie bawiło mnie jednak zadawanie
bólu młodemu podopiecznemu. W końcu
puściłem, a jego policzek powrócił na pierwotne miejsce.
Uśmiechnąłem się na myśl, że wykonałem
moją małą zemstę.
-
Chodźmy.
***
Otworzyłem
wrota prowadzące do innej, brutalniejszej rzeczywistości i ujrzałem czerwonowłosą
przybyszkę.
-
Cześć – mruknąłem, wpuściłem gościa do środka i zamknąłem
drzwi.
Miran zdążyła już powiesić swoją
kurtkę na wieszaku.
-
Powiedz mi... Czy ty w ogóle używasz ten gabinet?
Spojrzałem na nią spode łba.
-
Jakież nietypowe słowa
powitania. Ale... – Wzruszyłem ramionami. – Nie. Nie
używam go.
Westchnęła.
-
Mógłbyś w końcu posprzątać. Od kurzu można paść i już nie
wstać.
Nie sądzę, żeby to była taka zła
opcja, bo wyglądało na to, że będę musiał cały dzień
użerać się z kobietą.
-
A ty mogłabyś w końcu przestać mnie pouczać. Jestem dorosły,
ciociu.
Miran puściła tę uwagę mimo uszu
i ruszyła w milczeniu do dalszej części budynku.
***
Głaskając głowę Claudiusa trzeba mieć na uwadze
niebezpieczeństwo, że dotyk cudzej
ręki mu się nie podoba –
wtedy ugryzie ów rękę.
Miran nieświadomie znalazła się w tej sytuacji, masując
włosy arystokraty. Obserwowałem twarz białowłosego, która – jak na razie –
wyrażała irytację. Czyli mu się nie spodobało. Elliot, mimo że nie znał tak
dobrze hrabiego, również wyczuł zagrożenie. Wyczekująco spoglądał na mnie raz
po raz, ale nie zareagowałem. Ciotka zna temperament chłopaka, więc nie powinna
się dziwić, kiedy zatopi w jej skórze zęby.
W chwili, gdy mina Claudiusa okazała wkurzenie, Miran
niespodziewanie zabrała rękę.
-
Przejdźmy do powodu mojej wizyty – powiedziała czerwonowłosa.
Przyglądałem się jej ze znużeniem. Kiedy dostaję
nowego podopiecznego, kilka dni
później Miran odwiedza mnie,
żeby sprawdzić postępy. Jakiż powód może mieć, żeby się zjawić tak szybko?
Miran skierowała swą uwagę na Elliota.
-
Widzę, że już się przyzwyczaiłeś.
Blondyn przybrał postawę, którą oglądałem przy jego
poznaniu – zbuntowanego
nastolatka. A więc nasz
piękny język zostanie obdarty ze wszelkich epitetów, porównań i metafor.
-
No – odparł chłopak lakonicznie.
-
Na początku było ci wszystko jedno, czy jesteś w domu dziecka,
czy w ARIS
kontynuowała niezrażona
prawie brakiem komunikacji ze strony chłopaka. – A co byś powiedział, gdybyś
miał powrócić do sierocińca?
Klasyczne zagranie okularnicy: pytanie typu ,,co by
było gdyby’’ odkrywa prawdziwe
emocje. Jeśli odpowiadający
się znacznie zawaha, to zastanawia się nad kłamstwem. Jeśli odpowie od razu –
będzie można odczytać prawdziwe uczucia z głosu i postawy.
Elliot zawahał się. To było oczywiste, biorąc pod
uwagę fakt, że chłopak próbował
udawać przed Miran luzaka,
który niczym i nikim się nie interesuje. Ważne jest to, co wybierze: prawdę czy
kłamstwo.
-
Protestowałbym. Zdecydowanie bardziej podoba mi się tutaj.
A więc prawda. Gdyby wiedział, co to oznacza dla
niego, zapewne skłamałby. Ciotka
oczywiście znała to
znaczenie i zapragnęła się nim podzielić. Domyśliłem się, że w celu szantażu
emocjonalnego.
-
Jeśli podoba ci się ARIS to znaczy, że chcesz tu zostać,
prawda? – spytała się
czerwonowłosa.
-
No tak – potwierdził Elliot.
Biedny chłopak.
-
A więc, innymi słowy, nie chcesz opuszczać ARIS. W ten sposób
można
powiedzieć, że nie popełnisz
samobójstwa. A więc wracasz do sierocińca.
Mina luzaka opuściła twarz blondyna, Claudius spojrzał
zaskoczony na kobietę; tylko Alan się nie poruszył.
-
A-ale jak to? – spytał zdumiony Elliot. Spojrzał na mnie, ale
postanowiłem, że
nie będę się wtrącał do
metod Miran, więc zniosłem cierpliwie wzrok chłopaka.
Okularnica uśmiechnęła się ze spokojem, po czym
roześmiała.
-
Głupiutkie chłopaki – rzekła w końcu. – Jeśli Elliot nie
zabije się dzięki
mieszkaniu w ARIS to
zabieranie go stąd byłoby oczywistym zachęceniem, bądź nawet zmuszeniem do
samobójstwa. Tylko Alan nie dał się nabrać.
Niedoszły samobójca odetchnął z ulgą.
Szantaż zakończony pomyślnie.
***
Miran uniosła brew.
-
Nie powiedziałeś mu jeszcze tego?
-
Jeszcze nie. Mówiłaś, że przyjdziesz jutro. Miałem zamiar
zająć się tym dziś.
-
Ale mam nadzieję, że spytałeś się o...?
-
Oczywiście – przerwałem jej. – Zrobiłem to od razu.
-
To dobrze.
Zapadła cisza. W dusznej oranżerii nawet kwiaty nie
dawały wytchnienia. Z salonu
obok dochodziły odgłosy
przyciszonej rozmowy.
-
Znalazłaś ją? – spytałem, patrząc jej głęboko w oczy.
Ciotka pokiwała przecząco, a jej włosy zawirowały
wokół głowy.
-
Wiem, że to dla ciebie ważne, ale teraz powinieneś się
bardziej skupić na chłopakach.
-
Staram się – odrzekłem. – Nie jest to takie łatwe. Ostatnio
znów mi się śniła.
-
Kiedy?
-
Wczoraj. Ale dzisiaj miałem jeszcze dziwniejszy sen.
Poruszyła się zaciekawiona, a ja kontynuowałem:
-
Byłem w jakimś ciemnym tunelu i kiedy poszedłem w stronę
standardowego
światełka, zaczął mnie ktoś
wołać.
-
Znowu Camille?
-
Nie. Nie znam tego głosu. – Przerwałem, żeby zebrać myśli. –
Po wyjściu z
tego tunelu znalazłem się w
palącej się wiosce. Jakiś chłopak z matką zginęli pod złamanym drzewem, a kiedy
chciałem wrócić – tunelu już nie było. I ciągle ktoś mnie wołał. Myślisz, że to
mogło coś znaczyć?
Czerwonowłosa pogładziła podbródek w zamyśleniu.
-
Tak – odparła wreszcie. – Odbiło ci i uważasz, że twoje sny są
prorocze. Ale
nie martw się, znam dobrego
psychologa.
Westchnąłem. Nie ma to jak psycholog potrzebujący wizyty
u psychologa.
-
Chyba się nie skuszę – powiedziałem ze zmęczeniem. – Idź do
chłopaków i
wykonaj swój obowiązek.
-
A ty?
-
Chcę w spokoju pomyśleć.
Popatrzyła na mnie spode łba, po czym bez słowa
wyszła z pomieszczenia.
Zamknąłem oczy i usiadłem wygodniej. Ten sen mnie
zaintrygował. A przynajmniej
głos, który mnie wzywał.
Zwykle w moich snach to Camille wołała. Camille... Miran jej nie znalazła. Nie
wiadomo co się dzieje z moją siostrą, gdzie jest... Któregoś dnia po prostu wyszła
z sierocińca i nie wróciła. Policja przerwała poszukiwania po dwóch latach.
Wszyscy stwierdzili, że nie żyje. Ja w to nie uwierzyłem. Nie potrafiłem.
Camille nie miała żadnych problemów, ona wręcz rozwiązywała problemy innych.
Każda nowo poznana osoba po chwili stawała się jej dobrym znajomym. Dlaczego
więc znikła? Dlaczego od szesnastu lat nie daje znaku życia? Nawet po tak
długim czasie wierzę, że ją znajdę. Może i jestem idiotą – i chyba tak
pomyślała ciotka, kiedy poprosiłem ją o szukanie mej siostry. Miran jednak bez
komentarza zaczęła szukać.
Otworzyłem oczy i omiotłem wzrokiem oranżerię. Paproć
zaczęła przysychać. Plamki pojawiły się na liściach fuksji. Na storczyku osiadł
kurz.
Wstałem,
odnalazłem butelkę ze świeżą wodą do podlewania i zacząłem poić kwiaty. Potem
zabrałem się za odrywanie uschniętych liści, starłem paprochy.
-
Tak, moje kochane. Rośnijcie.
Słyszałem, że mówienie do
kwiatów pobudza je do życia. Tak, każdy potrzebuje
poświęcenia uwagi i zrozumienia. Nawet coś, co nie słyszy.
Zaśmiałem się.
Nie rozumiem roślin, jeśli w
ogóle można je zrozumieć. Nie rozumiem ludzi, którzy
lubią kwiaty. Ale chyba wkrótce zrozumiem. W końcu mam pod
dachem przyszłego ogrodnika.
Zapach
hiacynta orzeźwił moje myśli.
-
Za gorąco tu – mruknąłem.
Podszedłem do okna i je
otworzyłem. Zimny wiatr wprawił me włosy w ruch. Chmury
zasłoniły dopływ słońca, więc zrobiło się chłodno. Wkrótce
zacznie się zima. Alan przestanie trenować. W tym rejonie świata zima jest
mroźna, chociaż kapryśna, bo nie zawsze zaszczyca śniegiem.
Zostawiłem otwarte okno i
poszedłem do podopiecznych dręczonych przez ciotkę.
Cała czwórka rozprawiała w
skupieniu i nawet nie zauważyli, że przyszedłem. Usiadłem cicho w fotelu przy
drzwiach i zacząłem słuchać.
-
Kuraudiusu-kun wa... baka desu – rzekł Alan.
-
Ej! Kore wa hontou ja nai! – zaprzeczył szybko
Claudius.
-
Miran-san ka? – spytał się niewidomy, przekręcając
głowę w stronę
czerwonowłosej.
-
Hai, kore wa hontou desu – odrzekła kobieta z
uśmiechem.
-
Iie! – Arystokrata był załamany. – Anatatachi wa
hidoyo! Fochu!
Miran roześmiała się, a wraz z
nią Alan.
-
Dlaczego dodałeś ‘u’ do ‘foch’? – spytał ślepy.
-
No, bo... żeby brzmiało po japońsku.
Elliot dostrzegł mnie, wstał od
stołu i zasiadł na oparciu mojego fotela. Miał
skonsternowany wyraz twarzy. Pozostała trójka kontynuowała
dialog.
-
Oświeć mnie... Co oni robią? – Blondyn skierował wzrok na
mnie.
-
Jako że to jest zakład zamknięty – nie możecie chodzić do
szkoły. Ale jesteście
młodzi i dopiero się kształcicie. Z Miran postanowiliśmy, że
będziecie się uczyć na własną rękę i wybranych przedmiotów. Alan i Claudius
dostali się do ARIS jeszcze przed rozpoczęciem edukacji, więc przez dłuższy
okres uczyli się przedmiotów z gimnazjum i jednego języka obcego –
angielskiego. W tej chwili Alan zajmuję się fizyką, chemią i dwoma językami –
rosyjskim i japońskim. Claudius wolał historię, geografię i rosyjski, ale przy
okazji też uczy się japońskiego, co przed chwilą słyszałeś.
Zrobiłem
krótką przerwę dla ułożenia myśli i usłyszałem, jak w tej chwili trójca przy
stole przeszła na dialekt ludu rosyjskiego. Rozumiałem niektóre słowa, ale moja
znajomość tego języka nie była na takim poziomie, żebym mógł stwierdzić o czym
rozmawiają.
-
Też muszę? – spytał niezadowolony Elliot.
-
A skończyłeś szkołę? Do twojej dawnej szkoły nie wrócisz...
Przerwałem, gdyż blondyn wykonał
gest, który wskazywał na jego radość z tego
powodu. Uśmiechnąłem się z politowaniem.
-
... więc musisz kontynuować naukę tutaj. W przypadku
chłopaków, oni dopiero
poznawali panią Naukę, ale ty już chodziłeś do szkoły, więc
będziesz mógł wybrać przedmioty, które lubisz...
Elliot odruchowo, a przy tym
teatralnie, zakasłał, co mnie jeszcze bardziej rozbawiło.
-
... i popracujemy nad tymi, z którymi masz problemy.
Chłopak zamarł. Spojrzał na mnie
z przerażeniem. Ledwo co powstrzymałem się
przed wybuchnięciem śmiechem.
- Mam się uczyć wszystkich szesnastu przedmiotów?!
-
Nie, nie będę taki zły. Odpada informatyka, plastyka, muzyka,
technika,
religia, wychowanie fizyczne... Zostaje dziesięć.
Spojrzał na mnie uważnie. Po
chwili jego twarz wykrzywił grymas. Cóż mogę
poradzić? To nie mój wymysł, a ministra edukacji.
-
Ale to i tak za dużo! – protestował. – Chcesz, żebym się
zauczył na śmierć?
Nie mogłem powstrzymać uśmiechu.
Ten chłopak coraz częściej mnie rozbawiał. I
bardzo dobrze, każdemu przyda się odrobina rozrywki.
-
Przesadzasz. To tylko dziesięć przedmiotów.
-
Tylko? Tylko?! Ty chyba nie wiesz, o czym mówisz!
-
Oczywiście, że wiem. Znam znaczenie każdego słowa, którym się
posługuję.
Elliot zamilkł próbując uspokoić
rozkołatane nerwy. Nie rozumiem, dlaczego
młodzież tak wzbrania się od nauki. Chociaż... sam nie
przepadałem za szkołą, ale trzeba swoje odbębnić.
-
Nie będziesz omawiał każdego przedmiotu od początku do końca,
bo to by
była strata czasu. Mówiłeś, że chcesz być ogrodnikiem,
prawda? W takim razie skupimy się głównie na biologii. Oprócz podstawowych –
polski, matematyka i język obcy – i tej biologii resztę tylko napomkniemy.
Wiem, że ludzie, którzy nie wiążą przyszłości na przykład z chemią, nie będą zainteresowani,
powiedzmy, obliczaniem masy atomowej chlorowodoru, albo innych takich dupereli.
Sam nie widziałem sensu uczenia się wzoru strukturalnego kwasu palmitynowego,
bo... do czego to nam się przyda? Świat się zmieni, gdy wyśpiewamy po kolei
alkany? Dzięki temu lepiej będzie smakowało jajko na twardo? Albo dla przykładu
matematyka. Ja wiem, głównym argumentem dla sensu uczenia się matematyki jest
to, że w sklepie nas oszukają, jak nie będziemy liczyć. Ale czy obliczanie
funkcji cosinusa kąta α przyda nam się do zaplanowania budżetu domowego? W
szkole próbują nam napchać do głowy niepotrzebnej nikomu wiedzy... bo muszą.
Jakby tego nie robili... mogłoby być gorzej, więc jedyne, co można zrobić, to
po prostu 3 x Z: Zakuć, Zdać, Zapomnieć. I niestety to jest coraz częstszy
powód do uczenia się. – Przystanąłem, żeby złapać trochę więcej powietrza. –
Elliot, jesteś inteligentny, ale straszny z ciebie leń. Tutaj nie będziesz mógł
spać na lekcjach, ani zajmować się czymś innym za plecami kolegi siedzącego przed
tobą. Będziesz sam się uczył z książek i podręczników, a twoja wiedza będzie
sprawdzana co jakiś czas. Mogę to zrobić już jutro, albo za miesiąc, albo za
dwa. Ale jak nie będziesz niczego wiedział... będzie źle.
Właśnie zdałem sobie sprawę, że
konwersacja przy stole ucichła. Trójca patrzyła na
nas z zaciekawieniem. Blondyn też to spostrzegł.
-
Ale... ale... – Najwyraźniej chłopak nie chciał dać za
wygraną, jednakże nie
miał innego wyjścia, ponieważ nie mógł znaleźć żadnego
argumentu przemawiającego za niego.
-
Wyobraź sobie taką sytuację – zacząłem. – Dwóch młodych
chłopaków
skończyło szkołę i ubiegają się o stanowisko w jakimś
przedsiębiorstwie. Pierwszy miał słabsze oceny, typu 2 i 3, a ten drugi
stosunkowo lepsze. Jak myślisz, kogo pracodawca wybierze? Oczywiście nie
uwzględniając innych warunków.
-
No... tego z lepszymi ocenami.
-
Właśnie. Nikt nie będzie chciał przyjąć osoby, która jest
niewykształcona, ma
słabe oceny i może sprawiać problemy. Preferowany jest
pracownik solidny, który zna się na rzeczy, który jest w stanie dobrze i
kompetentnie pracować. Ty jesteś tym słabszym uczniem, którego pracodawca nie
przyjął.
Chłopak wpatrywał się pustym
wzrokiem przed siebie, rozmyślając nad moimi
słowami. Miran nieznacznie pokiwała głową, chcą zapewne
wyrazić aprobatę.
No, w końcu to moja praca.
-
Powiem ci jeszcze, że dostanie dobrej roboty nie jest
najważniejszym
powodem do uczenia się. Uczenie się, żeby zdać też nie.
Liczy się pragnienie wiedzy, chęć poznawania coraz to nowszych rzeczy, a także
spełnienie.
Ze wzroku Elliot wyczytałem
niedowierzanie. Tak, ja też kiedyś nie wierzyłem. Jak
mu wytłumaczyć to bez używania głupiego argumentu ,,jak
dorośniesz – zrozumiesz”? Przecież on jest już prawie dorosły.
-
Hej, opowiem ci pewną historię. Wyobraź sobie jakiegoś
przypadkowego
chłopaka. Ten chłopak olewał szkołę dopóki jego młodsza
siostra nie rozpoczęła edukacji. Wtedy zaczęli rozmawiać o szkole, zarówno jak
i o tym, czego się uczyli. Chłopak polubił naukę, bo jego siostra to lubiła. Pewnego
dnia jego siostra znikła, a chłopak się załamał. Chciał rzucić szkołę, szukać
jej do skutku. Ale tego nie zrobił. Wiesz czemu? Bo wiedział, że jego mała
siostrzyczka zezłościłaby się na niego, gdyby nagle przerwał naukę, która mu
zaczęła sprawiać przyjemność. Bo jego siostrzyczka by na niego nakrzyczała.
-
Co to ma wspólnego ze mną?
-
Bo na ciebie nakrzyczeliby rodzice.
Ze smutkiem patrzyłem, jak mu
się zaszkliły oczy. Przez chwilę po prostu siedział w
milczeniu, zapewne próbując opanować emocje. W końcu opuścił
głowę i rzekł łamiącym się głosem:
- Nie wywinę się od nauki, prawda?
Świetnie piszesz:) Fantastyczny rozdziała czekam na więcej :P
OdpowiedzUsuń+ Dwie nastolatki żyjące w skrajnej rozpuście. Mieszkanki Las Vegas korzystające w pełni z uroków tego miasta. Alkochol, seks i wieczna zabawa.
http://blaise-georgia.blogspot.com/
Zapraszamy! :))
Polecam usunąć formatowanie tekstu przed publikacją :)
OdpowiedzUsuńTak an to czekałam. Wspaniałe wypowiedzi, dialogi mnie zaskoczyły, bardzo do mnie przemawiały, a to ciężko u mnie wywołać, bo co do dialogów to jestem wybredna. Oczywiście historia bardzo mi się podoba, bo jest to coś na co w blogosferze nie trafiłam. Coś innego i zarazem ciekawego. Pobudza do czytania. Nie rozumiem kto lub co to jest ARIS jakoś nie zajarzyłam, ale może dojdę do tego. Życzę sukcesów i weny ;]
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
imagine-depths.blogspot.com