2 lutego 2013

04. Ciotka


           Ciemność.
            Pustka.
            I... światełko w tunelu?
            Zacząłem iść w tę stronę.
            Każdy krok odbijał się stłumionym echem. Byłem już blisko. Jeszcze jedno stuknięcie o podłogę i zobaczę co jest dalej.
-                     Vincent, nie!!!
Krzyk rozległ się z tyłu.
Za późno.
Ten ciemny tunel wychodził na jakąś małą, drewnianą wioskę. Była noc, nie widać
było księżyca, czy gwiazd, jednak było jasno.
Wszystkie domy i drzewa w pobliżu paliły się. Mieszkańcy krzyczeli, matki
nawoływały swoje pociechy, część płakała, stojąc nad swoim zniszczonym dobytkiem.
            Mały chłopczyk siedział, tuląc do siebie kolana, pod płonącym drzewem i łkał. Jakaś kobieta zobaczyła go i zaczęła biec ku niemu. Kiedy przytuliła dziecko – drzewo złamało się i spadło na oboje.
-                     Vincent!
Rozejrzałem się, szukając osoby, która mnie wołała. Nie znałem tego głosu.
-                     Vincent!
Spróbowałem iść w stronę, z której przyszedłem. Po czarnym tunelu nie było śladu.
-                     SZEFIE!
Otworzyłem oczy i wyprostowałem się uderzając czołem w coś twardego. Spojrzałem
przed siebie. Claudius masował sobie skroń.
-                     Mógłbyś być bardziej delikatny – mruknął arystokrata z wyrzutem.
-                     A ty mógłbyś nie zakradać się do cudzego łóżka – stwierdziłem z irytacją.
Pomimo wszystkich zalet ARIS, nienawidziłem, kiedy ktoś mnie budził. Wolałem
spędzać poranki i wieczory na samotnym rozmyślaniu wśród panującej ciszy. Mam zwyczaj kontemplować wtedy swoje sny. Bo często śnią mi się dziwne rzeczy, tak jak dzisiaj. Spalona wioska?
-                     Złaź ze mnie – nakazałem białowłosemu.
Claudius z ociąganiem zwlókł się z łóżka i poprawił swoją bluzkę i czarną muszkę,
która pasowała do jego luźnego stroju jak nóż do jedzenia zupy.
-                     Wstawaj, szefie.
-                     Bo? – powiedziałem to ostrzej niż zamierzałem.
Hrabia lekko się speszył.
-                     Wstydź się – odrzekł. – Wstałem wcześniej niż ty. Hańba, szefie.
Hańba? Mam się wstydzić? Do czego to doszło, żeby miał mnie obrażać trzynastoletni
glut. Claudius nie mógł dostrzec mojej wewnętrznej reakcji, bo nie poruszyłem się. Ale poczuł moją złość.
            Załapałem go za policzek i pociągnąłem.
-                     Au! Puść!
Spróbował oderwać moją rękę od jego twarzy. Bezskutecznie.
Nie bawiło mnie jednak zadawanie bólu młodemu podopiecznemu. W końcu
puściłem, a jego policzek powrócił na pierwotne miejsce.
Uśmiechnąłem się na myśl, że wykonałem moją małą zemstę.
-                     Chodźmy.
***
            Otworzyłem wrota prowadzące do innej, brutalniejszej rzeczywistości i ujrzałem czerwonowłosą przybyszkę.
-                     Cześć – mruknąłem, wpuściłem gościa do środka i zamknąłem drzwi.
Miran zdążyła już powiesić swoją kurtkę na wieszaku.
-                     Powiedz mi... Czy ty w ogóle używasz ten gabinet?
Spojrzałem na nią spode łba.
-                     Jakież nietypowe  słowa powitania. Ale... – Wzruszyłem ramionami. – Nie. Nie
używam go.
Westchnęła.
-                     Mógłbyś w końcu posprzątać. Od kurzu można paść i już nie wstać.
Nie sądzę, żeby to była taka zła opcja, bo wyglądało na to, że będę musiał cały dzień
użerać się z kobietą.
-                     A ty mogłabyś w końcu przestać mnie pouczać. Jestem dorosły, ciociu.
Miran puściła tę uwagę mimo uszu i ruszyła w milczeniu do dalszej części budynku.
***
Głaskając głowę Claudiusa trzeba mieć na uwadze niebezpieczeństwo, że dotyk cudzej
ręki mu się nie podoba – wtedy ugryzie ów rękę.
            Miran nieświadomie znalazła się w tej sytuacji, masując włosy arystokraty. Obserwowałem twarz białowłosego, która – jak na razie – wyrażała irytację. Czyli mu się nie spodobało. Elliot, mimo że nie znał tak dobrze hrabiego, również wyczuł zagrożenie. Wyczekująco spoglądał na mnie raz po raz, ale nie zareagowałem. Ciotka zna temperament chłopaka, więc nie powinna się dziwić, kiedy zatopi w jej skórze zęby.
            W chwili, gdy mina Claudiusa okazała wkurzenie, Miran niespodziewanie zabrała rękę.
-                     Przejdźmy do powodu mojej wizyty – powiedziała czerwonowłosa.
Przyglądałem się jej ze znużeniem. Kiedy dostaję nowego podopiecznego, kilka dni
później Miran odwiedza mnie, żeby sprawdzić postępy. Jakiż powód może mieć, żeby się zjawić tak szybko?
Miran skierowała swą uwagę na Elliota.
-                     Widzę, że już się przyzwyczaiłeś.
Blondyn przybrał postawę, którą oglądałem przy jego poznaniu – zbuntowanego
nastolatka. A więc nasz piękny język zostanie obdarty ze wszelkich epitetów, porównań i metafor.
-                     No – odparł chłopak lakonicznie.
-                     Na początku było ci wszystko jedno, czy jesteś w domu dziecka, czy w ARIS
kontynuowała niezrażona prawie brakiem komunikacji ze strony chłopaka. – A co byś powiedział, gdybyś miał powrócić do sierocińca?
Klasyczne zagranie okularnicy: pytanie typu ,,co by było gdyby’’ odkrywa prawdziwe
emocje. Jeśli odpowiadający się znacznie zawaha, to zastanawia się nad kłamstwem. Jeśli odpowie od razu – będzie można odczytać prawdziwe uczucia z głosu i postawy.
Elliot zawahał się. To było oczywiste, biorąc pod uwagę fakt, że chłopak próbował
udawać przed Miran luzaka, który niczym i nikim się nie interesuje. Ważne jest to, co wybierze: prawdę czy kłamstwo.
-                     Protestowałbym. Zdecydowanie bardziej podoba mi się tutaj.
A więc prawda. Gdyby wiedział, co to oznacza dla niego, zapewne skłamałby. Ciotka
oczywiście znała to znaczenie i zapragnęła się nim podzielić. Domyśliłem się, że w celu szantażu emocjonalnego.
-                     Jeśli podoba ci się ARIS to znaczy, że chcesz tu zostać, prawda? – spytała się
czerwonowłosa.
-                     No tak – potwierdził Elliot.
Biedny chłopak.
-                     A więc, innymi słowy, nie chcesz opuszczać ARIS. W ten sposób można
powiedzieć, że nie popełnisz samobójstwa. A więc wracasz do sierocińca.
            Mina luzaka opuściła twarz blondyna, Claudius spojrzał zaskoczony na kobietę; tylko Alan się nie poruszył.
-                     A-ale jak to? – spytał zdumiony Elliot. Spojrzał na mnie, ale postanowiłem, że
nie będę się wtrącał do metod Miran, więc zniosłem cierpliwie wzrok chłopaka.
Okularnica uśmiechnęła się ze spokojem, po czym roześmiała.
-                     Głupiutkie chłopaki – rzekła w końcu. – Jeśli Elliot nie zabije się dzięki
mieszkaniu w ARIS to zabieranie go stąd byłoby oczywistym zachęceniem, bądź nawet zmuszeniem do samobójstwa. Tylko Alan nie dał się nabrać.
Niedoszły samobójca odetchnął z ulgą.
Szantaż zakończony pomyślnie.
***
            Miran uniosła brew.
-                     Nie powiedziałeś mu jeszcze tego?
-                     Jeszcze nie. Mówiłaś, że przyjdziesz jutro. Miałem zamiar zająć się tym dziś.
-                     Ale mam nadzieję, że spytałeś się o...?
-                     Oczywiście – przerwałem jej. – Zrobiłem to od razu.
-                     To dobrze.
Zapadła cisza. W dusznej oranżerii nawet kwiaty nie dawały wytchnienia. Z salonu
obok dochodziły odgłosy przyciszonej rozmowy.
-                     Znalazłaś ją? – spytałem, patrząc jej głęboko w oczy.
Ciotka pokiwała przecząco, a jej włosy zawirowały wokół głowy.
-                     Wiem, że to dla ciebie ważne, ale teraz powinieneś się bardziej skupić na chłopakach.
-                     Staram się – odrzekłem. – Nie jest to takie łatwe. Ostatnio znów mi się śniła.
-                     Kiedy?
-                     Wczoraj. Ale dzisiaj miałem jeszcze dziwniejszy sen.
Poruszyła się zaciekawiona, a ja kontynuowałem:
-                     Byłem w jakimś ciemnym tunelu i kiedy poszedłem w stronę standardowego
światełka, zaczął mnie ktoś wołać.
-                     Znowu Camille?
-                     Nie. Nie znam tego głosu. – Przerwałem, żeby zebrać myśli. – Po wyjściu z
tego tunelu znalazłem się w palącej się wiosce. Jakiś chłopak z matką zginęli pod złamanym drzewem, a kiedy chciałem wrócić – tunelu już nie było. I ciągle ktoś mnie wołał. Myślisz, że to mogło coś znaczyć?
Czerwonowłosa pogładziła podbródek w zamyśleniu.
-                     Tak – odparła wreszcie. – Odbiło ci i uważasz, że twoje sny są prorocze. Ale
nie martw się, znam dobrego psychologa.
Westchnąłem. Nie ma to jak psycholog potrzebujący wizyty u psychologa.
-                     Chyba się nie skuszę – powiedziałem ze zmęczeniem. – Idź do chłopaków i
wykonaj swój obowiązek.
-                     A ty?
-                     Chcę w spokoju pomyśleć.
Popatrzyła na mnie spode łba, po czym bez słowa wyszła z pomieszczenia.
Zamknąłem oczy i usiadłem wygodniej. Ten sen mnie zaintrygował. A przynajmniej
głos, który mnie wzywał. Zwykle w moich snach to Camille wołała. Camille... Miran jej nie znalazła. Nie wiadomo co się dzieje z moją siostrą, gdzie jest... Któregoś dnia po prostu wyszła z sierocińca i nie wróciła. Policja przerwała poszukiwania po dwóch latach. Wszyscy stwierdzili, że nie żyje. Ja w to nie uwierzyłem. Nie potrafiłem. Camille nie miała żadnych problemów, ona wręcz rozwiązywała problemy innych. Każda nowo poznana osoba po chwili stawała się jej dobrym znajomym. Dlaczego więc znikła? Dlaczego od szesnastu lat nie daje znaku życia? Nawet po tak długim czasie wierzę, że ją znajdę. Może i jestem idiotą – i chyba tak pomyślała ciotka, kiedy poprosiłem ją o szukanie mej siostry. Miran jednak bez komentarza zaczęła szukać.
            Otworzyłem oczy i omiotłem wzrokiem oranżerię. Paproć zaczęła przysychać. Plamki pojawiły się na liściach fuksji. Na storczyku osiadł kurz.
Wstałem, odnalazłem butelkę ze świeżą wodą do podlewania i zacząłem poić kwiaty. Potem zabrałem się za odrywanie uschniętych liści, starłem paprochy.
-                     Tak, moje kochane. Rośnijcie.
Słyszałem, że mówienie do kwiatów pobudza je do życia. Tak, każdy potrzebuje
poświęcenia uwagi i zrozumienia. Nawet coś, co nie słyszy.
Zaśmiałem się.
Nie rozumiem roślin, jeśli w ogóle można je zrozumieć. Nie rozumiem ludzi, którzy
lubią kwiaty. Ale chyba wkrótce zrozumiem. W końcu mam pod dachem przyszłego ogrodnika.
            Zapach hiacynta orzeźwił moje myśli.
-                     Za gorąco tu – mruknąłem.
Podszedłem do okna i je otworzyłem. Zimny wiatr wprawił me włosy w ruch. Chmury
zasłoniły dopływ słońca, więc zrobiło się chłodno. Wkrótce zacznie się zima. Alan przestanie trenować. W tym rejonie świata zima jest mroźna, chociaż kapryśna, bo nie zawsze zaszczyca śniegiem.
Zostawiłem otwarte okno i poszedłem do podopiecznych dręczonych przez ciotkę.
Cała czwórka rozprawiała w skupieniu i nawet nie zauważyli, że przyszedłem. Usiadłem cicho w fotelu przy drzwiach i zacząłem słuchać.
-                     Kuraudiusu-kun wa... baka desu – rzekł Alan.
-                     Ej! Kore wa hontou ja nai! – zaprzeczył szybko Claudius.
-                     Miran-san ka? – spytał się niewidomy, przekręcając głowę w stronę
czerwonowłosej.
-                     Hai, kore wa hontou desu – odrzekła kobieta z uśmiechem.
-                     Iie! – Arystokrata był załamany. – Anatatachi wa hidoyo! Fochu!
Miran roześmiała się, a wraz z nią Alan.
-                     Dlaczego dodałeś ‘u’ do ‘foch’? – spytał ślepy.
-                     No, bo... żeby brzmiało po japońsku.
Elliot dostrzegł mnie, wstał od stołu i zasiadł na oparciu mojego fotela. Miał
skonsternowany wyraz twarzy. Pozostała trójka kontynuowała dialog.
-                     Oświeć mnie... Co oni robią? – Blondyn skierował wzrok na mnie.
-                     Jako że to jest zakład zamknięty – nie możecie chodzić do szkoły. Ale jesteście
młodzi i dopiero się kształcicie. Z Miran postanowiliśmy, że będziecie się uczyć na własną rękę i wybranych przedmiotów. Alan i Claudius dostali się do ARIS jeszcze przed rozpoczęciem edukacji, więc przez dłuższy okres uczyli się przedmiotów z gimnazjum i jednego języka obcego – angielskiego. W tej chwili Alan zajmuję się fizyką, chemią i dwoma językami – rosyjskim i japońskim. Claudius wolał historię, geografię i rosyjski, ale przy okazji też uczy się japońskiego, co przed chwilą słyszałeś.
            Zrobiłem krótką przerwę dla ułożenia myśli i usłyszałem, jak w tej chwili trójca przy stole przeszła na dialekt ludu rosyjskiego. Rozumiałem niektóre słowa, ale moja znajomość tego języka nie była na takim poziomie, żebym mógł stwierdzić o czym rozmawiają.
-                     Też muszę? – spytał niezadowolony Elliot.
-                     A skończyłeś szkołę? Do twojej dawnej szkoły nie wrócisz...
Przerwałem, gdyż blondyn wykonał gest, który wskazywał na jego radość z tego
powodu. Uśmiechnąłem się z politowaniem.
-                     ... więc musisz kontynuować naukę tutaj. W przypadku chłopaków, oni dopiero
poznawali panią Naukę, ale ty już chodziłeś do szkoły, więc będziesz mógł wybrać przedmioty, które lubisz...
Elliot odruchowo, a przy tym teatralnie, zakasłał, co mnie jeszcze bardziej rozbawiło.
-                     ... i popracujemy nad tymi, z którymi masz problemy.
Chłopak zamarł. Spojrzał na mnie z przerażeniem. Ledwo co powstrzymałem się
przed wybuchnięciem śmiechem.
-            Mam się uczyć wszystkich szesnastu przedmiotów?!
-                     Nie, nie będę taki zły. Odpada informatyka, plastyka, muzyka, technika,
religia, wychowanie fizyczne... Zostaje dziesięć.
Spojrzał na mnie uważnie. Po chwili jego twarz wykrzywił grymas. Cóż mogę
poradzić? To nie mój wymysł, a ministra edukacji.
-                     Ale to i tak za dużo! – protestował. – Chcesz, żebym się zauczył na śmierć?
Nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Ten chłopak coraz częściej mnie rozbawiał. I
bardzo dobrze, każdemu przyda się odrobina rozrywki.
-                     Przesadzasz. To tylko dziesięć przedmiotów.
-                     Tylko? Tylko?! Ty chyba nie wiesz, o czym mówisz!
-                     Oczywiście, że wiem. Znam znaczenie każdego słowa, którym się posługuję.
Elliot zamilkł próbując uspokoić rozkołatane nerwy. Nie rozumiem, dlaczego
młodzież tak wzbrania się od nauki. Chociaż... sam nie przepadałem za szkołą, ale trzeba swoje odbębnić.
-                     Nie będziesz omawiał każdego przedmiotu od początku do końca, bo to by
była strata czasu. Mówiłeś, że chcesz być ogrodnikiem, prawda? W takim razie skupimy się głównie na biologii. Oprócz podstawowych – polski, matematyka i język obcy – i tej biologii resztę tylko napomkniemy. Wiem, że ludzie, którzy nie wiążą przyszłości na przykład z chemią, nie będą zainteresowani, powiedzmy, obliczaniem masy atomowej chlorowodoru, albo innych takich dupereli. Sam nie widziałem sensu uczenia się wzoru strukturalnego kwasu palmitynowego, bo... do czego to nam się przyda? Świat się zmieni, gdy wyśpiewamy po kolei alkany? Dzięki temu lepiej będzie smakowało jajko na twardo? Albo dla przykładu matematyka. Ja wiem, głównym argumentem dla sensu uczenia się matematyki jest to, że w sklepie nas oszukają, jak nie będziemy liczyć. Ale czy obliczanie funkcji cosinusa kąta α przyda nam się do zaplanowania budżetu domowego? W szkole próbują nam napchać do głowy niepotrzebnej nikomu wiedzy... bo muszą. Jakby tego nie robili... mogłoby być gorzej, więc jedyne, co można zrobić, to po prostu 3 x Z: Zakuć, Zdać, Zapomnieć. I niestety to jest coraz częstszy powód do uczenia się. – Przystanąłem, żeby złapać trochę więcej powietrza. – Elliot, jesteś inteligentny, ale straszny z ciebie leń. Tutaj nie będziesz mógł spać na lekcjach, ani zajmować się czymś innym za plecami kolegi siedzącego przed tobą. Będziesz sam się uczył z książek i podręczników, a twoja wiedza będzie sprawdzana co jakiś czas. Mogę to zrobić już jutro, albo za miesiąc, albo za dwa. Ale jak nie będziesz niczego wiedział... będzie źle.
Właśnie zdałem sobie sprawę, że konwersacja przy stole ucichła. Trójca patrzyła na
nas z zaciekawieniem. Blondyn też to spostrzegł.
-                     Ale... ale... – Najwyraźniej chłopak nie chciał dać za wygraną, jednakże nie
miał innego wyjścia, ponieważ nie mógł znaleźć żadnego argumentu przemawiającego za niego.
-                     Wyobraź sobie taką sytuację – zacząłem. – Dwóch młodych chłopaków
skończyło szkołę i ubiegają się o stanowisko w jakimś przedsiębiorstwie. Pierwszy miał słabsze oceny, typu 2 i 3, a ten drugi stosunkowo lepsze. Jak myślisz, kogo pracodawca wybierze? Oczywiście nie uwzględniając innych warunków.
-                     No... tego z lepszymi ocenami.
-                     Właśnie. Nikt nie będzie chciał przyjąć osoby, która jest niewykształcona, ma
słabe oceny i może sprawiać problemy. Preferowany jest pracownik solidny, który zna się na rzeczy, który jest w stanie dobrze i kompetentnie pracować. Ty jesteś tym słabszym uczniem, którego pracodawca nie przyjął.
Chłopak wpatrywał się pustym wzrokiem przed siebie, rozmyślając nad moimi
słowami. Miran nieznacznie pokiwała głową, chcą zapewne wyrazić aprobatę.
No, w końcu to moja praca.
-                     Powiem ci jeszcze, że dostanie dobrej roboty nie jest najważniejszym
powodem do uczenia się. Uczenie się, żeby zdać też nie. Liczy się pragnienie wiedzy, chęć poznawania coraz to nowszych rzeczy, a także spełnienie.
Ze wzroku Elliot wyczytałem niedowierzanie. Tak, ja też kiedyś nie wierzyłem. Jak
mu wytłumaczyć to bez używania głupiego argumentu ,,jak dorośniesz – zrozumiesz”? Przecież on jest  już prawie dorosły.
-                     Hej, opowiem ci pewną historię. Wyobraź sobie jakiegoś przypadkowego
chłopaka. Ten chłopak olewał szkołę dopóki jego młodsza siostra nie rozpoczęła edukacji. Wtedy zaczęli rozmawiać o szkole, zarówno jak i o tym, czego się uczyli. Chłopak polubił naukę, bo jego siostra to lubiła. Pewnego dnia jego siostra znikła, a chłopak się załamał. Chciał rzucić szkołę, szukać jej do skutku. Ale tego nie zrobił. Wiesz czemu? Bo wiedział, że jego mała siostrzyczka zezłościłaby się na niego, gdyby nagle przerwał naukę, która mu zaczęła sprawiać przyjemność. Bo jego siostrzyczka by na niego nakrzyczała.
-                     Co to ma wspólnego ze mną?
-                     Bo na ciebie nakrzyczeliby rodzice.
Ze smutkiem patrzyłem, jak mu się zaszkliły oczy. Przez chwilę po prostu siedział w
milczeniu, zapewne próbując opanować emocje. W końcu opuścił głowę i rzekł łamiącym się głosem:
            -            Nie wywinę się od nauki, prawda?

3 komentarze:

  1. Świetnie piszesz:) Fantastyczny rozdziała czekam na więcej :P

    + Dwie nastolatki żyjące w skrajnej rozpuście. Mieszkanki Las Vegas korzystające w pełni z uroków tego miasta. Alkochol, seks i wieczna zabawa.
    http://blaise-georgia.blogspot.com/
    Zapraszamy! :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Polecam usunąć formatowanie tekstu przed publikacją :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak an to czekałam. Wspaniałe wypowiedzi, dialogi mnie zaskoczyły, bardzo do mnie przemawiały, a to ciężko u mnie wywołać, bo co do dialogów to jestem wybredna. Oczywiście historia bardzo mi się podoba, bo jest to coś na co w blogosferze nie trafiłam. Coś innego i zarazem ciekawego. Pobudza do czytania. Nie rozumiem kto lub co to jest ARIS jakoś nie zajarzyłam, ale może dojdę do tego. Życzę sukcesów i weny ;]
    Pozdrawiam :)
    imagine-depths.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń